środa, 1 maja 2024

tłoczymy się, żeby spaść



nikogo już nie ma 
obrazy wypadają z ram 
po klatkach schodowych z lodu 
ciągle jest noc za dnia

poćwiartował nas świt 
pod betonowym niebem 
a teraz 
w robactwie naszych serc 
na wpół dzikie ptactwo 
żeruje

środa, 24 stycznia 2024

reglica

nie jestem częścią

tej przestrzeni

wbijam się tylko w nią


jak nóż


igła strzykawka

jednorazowy

jak miłość szczenięca 


jak bóg

wtorek, 7 marca 2023

...

zepsuli nas

tuż przed wylotem
zrobili nam coś we śnie

za mało tlenu na w tę
i z powrotem

czuję cię zawsze
obojętnie
gdzie

poniedziałek, 10 października 2022

latawce

latawce są żeby 
zniknąć bez śladu
odbić się od ziemi
w bezruch
jak po pierwszym
całowaniu 

latawce są po to
żeby zniknąć
bez śladu 

nie wyślą przecież psów
w chmury mgieł
peronowych
nie będą przecież
kopać nad lokomotywami 

latawce są
żeby zniknąć bez śladu 
za pierwszym razem
od razu

...

mam odłożone
pieniądze na pistolet
ma być na raz
nie kolekcjonuję

otwórz mi oczy
kalejdoskopowe
żebym oślepnął
zanim eksploduję

sobota, 13 sierpnia 2022

padły strzały

mam miejsce dla ciebie

w domku dla lalek

będę cię co noc

ubierać do snu


jesteś jak ogień

z trzewi galaktyk

jesteś jak 

płytki grób

czwartek, 21 lipca 2022

tożsamości

to nie ja

zrywam klepsydry

w mieście

zakazanej miłości


codziennie gubię tu 

bilet na prom 

portfel

i dowód


piątek, 15 lipca 2022

NWO Pilot

kontroluję spadanie
jestem pilotem
nowego porządku świata

najbardziej żółta jest zdrada
loty testowe 
gdy
zamykam niebo
jak oczy stewardesom

wszystko na zewnątrz
chce ssać
dekompresując

niedziela, 10 lipca 2022

...

latarniom drgają powieki
w kocich oczach
nocnych lokomotyw

pod czarodziejskim
kapeluszem nowiu
moje serce
jak królik w wyskoku

czwartek, 30 czerwca 2022

...

jeszcze się niebo

po sztormie kołysze

w pohuku rozdarte 

utonie


pod paznokciami

pył gwiezdny został

znajdą go na sam

koniec



wtorek, 14 czerwca 2022

sax

jesteśmy saksofonem w tej piosence
niebo spada po cichu
a każdy pożar zaczyna się błękitnie

klucze są do gubienia
tłoczne podkopy półboskich stworzeń
na smyczy chodnikowej królowej

pokaż mi 
jesteśmy saksofonem
w tej piosence
pokaż mi wszystko

sobota, 11 czerwca 2022

psy

wulgarna martwa kobieta

przechodzi przez ściany przedpokoju

nad ranem słońce udaje kamień

i żadne bieguny i żaden konik


usłyszy jak milczę

niczego się nie boję

najbardziej jej psów i śliny

więc nie wchodzi mi w drogę


środa, 1 czerwca 2022

...

nic już nie czuję

ale przed burzą

pocę


po nocy

odpadają

łuski pirani


jestem w piorunie

pod nim i nad nim

uderzam w siebie

na pamięć

poniedziałek, 30 maja 2022

NDE

jestem księciem

gdy opadam

rozdarty pokład królewny

lśni srebrem

mewich źrenic


w dzikie dno

gdzie szafir

muskał stopy królewny

ku światłu

na końcu

tunelu

środa, 25 maja 2022

...

śnią mi się brudne szyje

kamienic studni

z powybijanymi oknami

podbite oczy 

gołębie parapety

stęchlizna sięga orbity księżyca

zaglądającego przez popękane

ściany sypialni


na łóżkach zaplątane

strzępy spadochronów

suche szare szypułki truskawek

i okruchy chleba spod pleców


szukam 

po strychach

mają tam kino

uciekają pod sufit

gdy zapalam oczy

niedziela, 22 maja 2022

...

nie usnę tańcząc
przebrany za siebie
wiruję w rytm 
cudzej krwi

a z ciepłych szuwarów
wyścielą mi całun 
i będą we mgle szyć

środa, 18 maja 2022

...

to nie noc


ptakom rozlały się

źrenice


w gasnącym

półzmierzchu

próbowały wić


gdy bierzesz łatwe

usta jagodowe

mają smak ich krwi


piątek, 13 maja 2022

bez miłości

nie ma już śladów

obce podłogi

sypialnie ściany drzwi

wytarłem się do końca

o mury miast


na zewnątrz martwe

napina jak żagle

poły namiotów

cyrkowych 


środa, 11 maja 2022

i spłonie

popłynę lasem
poczekam chwilę

już żagle stawiają zamszone

serce ci wpadło
w pułapkę na ćmy
puszczą je wolno


piątek, 29 kwietnia 2022

kamikadze

nie czuję granic

wyplułem sny

jak pestki czereśni

na jej spocone uda


ćmy jej powiek

w ciepły sad

pikują

jak kamikadze

sobota, 23 kwietnia 2022

ruszyły

drzewa idą
szczudła śpiących

nie dotknę jej
już więcej

pachniała śniegiem
po kolana
gdy brałem ją
na ręce

piątek, 15 kwietnia 2022

...

połóż słońce na latawiec
chyba wróci

otrą się o nas
motyle nowiu
potem pójdziemy
utopić się w niebie
po lawendowych łąkach
błyszczy się od ddżu

wtorek, 12 kwietnia 2022

hangary

nie wiem gdzie mam zaczepić wzrok 
dlużej niż chwilę wytrzymać,
a tak się odwracam, w każdej chwili odwracam
nie patrzeć,  a widzę w głowie światłoczułej.
ten błysk jest spod dna, 
stamtąd te mordercze dłonie,
ramiona, głowy morderców, spod dna chwytają.
potknąłem się o zwłoki prawdy.  
nie zbroić się już nie zbroić, 
spali mnie słońce.
miasta już nie poznaję, tak jakby się skuliło 
z bólu albo ze śmiechu. 
tyle miejsc gdzie można się wygiąć w mosty,  
a nikt nie będzie
przechodzić w bród, brodzić zanim wciągnie.
już tylko znikam z oczu, znikam na oślep
moje uśpione wulkany stygną miarowo
jak opuszczone hangary zestrzelonych

wtorek, 5 kwietnia 2022

susza

suną anioły

szare strzały

ich skrzydła syczą

blisko fal


nisko zbyt nisko

ostatnia kałuża

to morze

nie ma dna


niedziela, 27 marca 2022

sztorm

gasnące galaktyki
niekompletne kolie
zsuwają się po chmurach
w morze

sztorm jest pozorny
to w tobie tak wieje
że serce przewraca
na lewą stronę

wyschnięte bukiety
w niczyich wazonach
po ciemku
w studnie 
rzucone 

piątek, 4 marca 2022

...

jej włosy rosły w słońcu
iskrzą się 
gdy zmierzchem czesze
na usta wieczorne
ciepłe jeziorne
noc idzie głodna
kłaść brokaty
po drodze mijam stawy
czarne gęste
z pluszowymi dnami
ale to do niej idę tonąć 
i zniknę tam
w niej
cały

sobota, 26 lutego 2022

Bałtyk

bałtyk moje serce
płytki i szary
na dnie niewypały
ślepe torpedy
z otwartymi oczami

tancerek z MS Estonii
wodoodporne szminki
w mule jak pąsowe róże

25.02.2022

sobota, 19 lutego 2022

parawany

nic mnie nie zatrzyma
już dawno nikt
taranuję parawany
po martwych 
porzucone dzieci
oplute przez zdradę
w którą się nie wierzy
wszystkie uśmiechy kłamią
pleśniejące owoce
zgniłe mięso
zatrute studnie
infantylne tatuaże 
na podudziu dziwki

nie dotknę już żadnej z miłości
palce mi chorują od litości

...

w ekrany nieba
wświeca się noc
i będzie rzucać
cienie

widziałem siebie tam
teraz już 
nic nie zmienię

wtorek, 15 lutego 2022

powiedz "już"

rozsypię się talią znaczonych kart

na niskim peronie

wymięte rotują

lokomotywa stygnie 

w oddali 

mosty gną się kocio

zamarza mokre pod oczami

oplute udaje bursztyny

powiedz "już"

rozrzucę się jak suchy chleb 

w trzewia gołębie benzynowe

i spadną tłuste w jeszcze ciepłe

otwarte czasze parasoli

poniedziałek, 14 lutego 2022

cyrk



trapezy uwolnione
nikt już
nie spadnie z nich
bo nie ma tu nikogo
i nie ma tutaj nic

zwijają się pod dachy
kurtyny w mewiej krwi
aplauzy zimnych ogni
i nie wie o tym nikt

piątek, 4 lutego 2022

...

już nie chodź za mną

do miasta 

tam zamiast do snu

kładą się w ogień 

pod neonowym 

pękniętym niebem

chowają niedonoszone


a potem płoną

całymi nocami

i skaczą z mostów

do odbitki

przęseł rozhuśtanych

....

skończylo się przyjęcie

spragniona wczoraj

łapiesz sople

w otwarte parasole


jeśli śnieg to kwiaty sztormu

wianki nieba rozplątujesz

unosząc się  lekko

nad wszystkim co popsujesz


nie idź ze mną do miasta

sprzedam cię tuż za bramą

w nocy z nurtem rzeki

kocie przęsła porwało


sobota, 22 stycznia 2022

...

pójdę w ogrody
wysuszyć oczy
nocą na wieżach
ostudzą dzwony

pójdę przytulić
ostatnie morze
i już nie wrócę tu
po nic


piątek, 21 stycznia 2022

porcelanę

będę dotykać

jak porcelanę

ostrożnie

ścieram kurz
z na półotwartych
drzwi do piwnicy
pierwszych ostatnich
ust

tuż pod podłogą
nocne motyle
w pajęczym pyle
łopoczą

niedziela, 16 stycznia 2022

...

spływają nocą

z mgieł muślinowych

tratwy morderców
kochanków spłoszonych

uwaga !
ruszył księżyc
rozpycha się wśród chmur
kieruje się ku centrum
kieruje się na wschód

a od południa
toczą ogień
podpalić krew
tym co nie płonie

...

kopię w deszczu studnię życzeń

wzdłuż rzeki kładę most
zasadzam kwiat paproci
buduję szklany dom

pachniała jagodami
wilczymi dziećmi mchu
jej jagodowe usta
wyrwały mnie ze snu

...

biegłem za nimi

jak do jezior
aż nagle
wyrósł las
pośród wilgotnych
sennych zwierząt
zostało jedno z nas

gdzie koronami
czesane niebo
drapie się aż do krwi
odpada cekin
z szala galaktyk
i już nie kusi
nic

środa, 15 stycznia 2020

wyrzucane

słowo obok słowa
kawałki lustra
odbijają gwiazdy
oddając im w srebrze

skąd są te ciała
na linii brzegu
jedno na drugim
z każdym przypływem

na ciepłe jeszcze
na ciepłe plaże
będą tu tańczyć
nie ma łez

a nad niebem
sztormy tkają
ich krosień rozpędzonych
nie widać
nie słychać
a są

czwartek, 12 grudnia 2019

musze karalusze

gdzie teraz chcesz pójść?
mosty już połamane
układają się w wygięte
klucze do mieszkań

muszych karaluszych

ślady starej krwi
na framugach okien
nie wrócisz 
tu
nie wrócisz

widziałem oczy 
puste jak twoje
serce o poranku
gdy nic takie 
w głowie
musze karalusze
obok postne
pokutne cienie
brwi chyba
unoszą się wstydem

dzika miłość 
łapie za klamki
każdych drzwi
klucze jak wtedy
ciepłe wianki 
pierwsze i słabe
drżące dłonie 
ciepłe rzeczne
nie moje i 
nie twoje









środa, 2 października 2019

nie byłem

nie poddawaj się jesieni
kiedy milczy wszystko
ona szumi liśćmi
jęczą przed spadaniem

nie poddawaj się jesieni
kolory blakną
ale tylko na chwilę
przyjdzie sroga kurtyna
i ukryje to wszystko

zakryje to szronem
jak kocem przyciężkim
pod prześcieradłem z martwych mszyc

nie chciałbym
ale mógłbym
nie będę
i nie muszę
rozpadł mi się świat
pomiędzy serdecznym a wskazującym

porwane serwetki
wyschnięte winogrona
wiśnowe usta
jesienne suche usta
tanie wina i zapach starych motyli

nigdy tak jak teraz
nigdy tak jak tu
nie byłem
bardziej
nie byłem
tu

piątek, 23 sierpnia 2019

warkocze

Za duża sukienka
Sklejone rzęsy
Miętowy język
Spocone szyje
Oddechy bez dna
Ręka
Ta z przodu
Dotyka nieba

Warkocze splecione
Na święta
Splecione
Mleczne i miodne
Na święta
Splecione




poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Lokomotywy

Tęsknię za mgłą
W której gubią się kruki
A potem udają
Martwe na łąkach
Drżąc w rozkoszy
Cieplejsze od rosy
Dziobią łagodnie
Poranne stopy
Lasy powietrza
to morza ze snów
Utkane masztami
Po sztormach za mocnych
Udają kikuty dla sów i mchu
Rusztowania dla plejad
Szum podniebnej lokomotywy

czwartek, 18 lipca 2019

chyba ty

no i co z tego
że się poddałem
nic nie wiesz
tylko siedzisz w ciele

tęsnię za zapachem
trochę za kurzem
odpadają te resztki
w sztucznym słońcu
jak we wszystkim
wiruje to, choć martwe

próżne światło
już dawno nieprawdziwe
święcą do czasu
później wystawią rachunek

czy to chmury czy góry
zdjęcia kiedy byliśmy
szczęśliwi
chyba ty


środa, 19 czerwca 2019

co ty wiesz

co ty wiesz o wierze
wyginasz się jak pacynka
na huśtawce w piekle

co ty wiesz o nadziei
wpatrzona tępo
w chińskie powerbanki

co ty wiesz o miłości
zamieniłaś ją w kalkulator
podrzędnych inspiracji


piątek, 7 czerwca 2019

wojna

chwieją się ciężkie
klony od deszczu
liście jak pięści
szukają czół

widziałem to jeszcze
przed chwilą widziałem
zalał mi oczy
cały jej brud

odwieczna wojna
spójnika z przyimkiem
kochać się
z
czy
w




poniedziałek, 27 maja 2019

nie zbliżaj się do rzek

nie zbliżaj się do rzek
niosą dłonie
wyrwane
z dłoni

nie zbliżaj się do rzek
niosą maszty ramion
wyrwanych
z ramion

nie zbliżaj się do rzek
otwarte oczy
wyrzucają na brzeg
wpatrzone w zamknięte
wpatrzone w martwe

nie zbliżaj się do ognia
niby dobrze go znasz

nie zbliżaj się do ognia
w ogóle go nie znasz


sobota, 25 maja 2019

wiek nie ma znaczenia

to dziewczę
porusza się jak woda
oczy błyszczą jej
jak hartowana stal
odbita w świetle mgławicy

strategie tysięcy generałów
wypluwa razem z gumą
do żucia
mrużąc oczy
jak przy eksplozji

na co okopy
i broń na wypadek
gdy poczujesz pod plecami
ziemię martwych
ostre maszty
kurewskich uprowadzeń

ziemia która już dawno
nie obraca się
tak jak powinna
która już dawno
tkwi w tym samym
miejscu płytko niepewnie
drży czasami jak
ranna sarna

to nie jest miejsce
na przyzwoitość

ten śmiech zrywa kurtyny
zaczepy karniszy pękają w jęku

malinowe ślady na plecach
malinowe ślady na drzwiach

nie da się gdzie ukryć
ukryć już
nie ma gdzie

ona otwiera usta jak skrzydła
pióra spocone
wirują

poniedziałek, 20 maja 2019

nikt nie trzymał steru

wiem czemu milczysz
ile można kłamać
kończą się słowa
jak paciorki mantry
kurczą się słowa
jak wspomnienia kiedy

byłaś wolna

wiem czemu kłamiesz
ile można milczeć
brzydnie ta cisza
jak poranne wytrawne
naleśniki bez smaku
i kłótnie o plany

na kolejny dzień

bez sensu się stroisz
w te barwy obronne
uzbrojona po pachy
w ślepą amunicję

nie trzymał steru
nikt
nie trzymał steru nikt


piątek, 3 maja 2019

najwięcej jest tu srok (Zielona Góra)

tu kwitną nocami
drzewa jabłoni
czereśni i śliw
gdy mróz liże korzenie
na dwa metry wgłąb
uśmiechają się tylko
skrzydlate potwory
na próżno wyczekują
ukryte po koronach


tu stygną za dnia
oddechy spod masek
całuj tylko w ukryciu
tu nie ma namiętności
tu jest lista zadań
tu nie ma namiętności
przestań usta układać

w płytki grób

ogień który nie parzy
ogień którego się nie czuje
zajął właśnie twoje włosy
bo głowy już nie
płoniesz jak chińska pochodnia

wszystko płonie
wszystko spłonie
i tak nic nie poczujesz


piątek, 8 lutego 2019

można wszystko

nigdy nie byłaś mi wierna
tylko wachlarz był wybałuszony
chodziłaś wokół
jak ta kwoka wokół martwego

głowa przy głowie
śliskie kasztany
gnijące na oczach świń

ludzie to tłuste mrówki
w ścieżkach szczyn
na usługach królowej

jej oczy mają każdy kolor

jeśli można zabić z miłości
to można wszystko
weź spróbuj morza
weź przestań rzygać


wtorek, 22 stycznia 2019

dawno nie

Kto ma dotykać
kiedy wszyscy już martwi
ostatnie obrazy
w kalejdoskopach

Obracasz to w marznących palcach

Co ma cię zatrzymać
kiedy wszystko zastygło
twarda zmarzlina na
dziecięcych policzkach

Pokonaj gracza,
a nie grę.
Przypadkowe sekwencje.
Już dawno nie żyjesz,
już dawno nie









wtorek, 15 stycznia 2019

Szczątki

Widziałem topniejący śnieg
zygotę kałuży
nic się w niej nie odbija
nie błyszczy
nie srebrzy

przypadkowy benzynowy
szukając węglowodanów
odchyla całoroczną kołdrę
gołąb 100 % puchu
szczątki motyla
ususzone w piekarniku

każdego dnia zabijają prezydenta
każdego dnia koronują błazna
nie można tego bardziej ścisnąć
zostają ślady w oczach



środa, 2 stycznia 2019

druga prędkość kosmiczna oznaczana

pod stalowym kloszem nieba
gubią się szyki
gęsie klucze
bezładne drobiny kurzu
wypluwane przez
porzucony projektor

brudne palce
plotą warkocze
kokardy osmalone benzynowe
tombakowe zalotki
złoto głupców
pod drżącymi powiekami

lustra przymierzalni
zachodzą mgłą
oddechy je złuszczą
ponaglane
kolejki chcących nowe twarze
ciągną się po horyzont zdarzeń

to nieprawda, że zgasło
słońca tu nigdy nie było
to nieprawda, że zaszło
ono tu nigdy nie wschodziło









wtorek, 11 grudnia 2018

nici

sylwetka człowieka
wchłaniana przez cień
rzucany przez porzucone
na drodze samochody
z wydłubanymi światłami
wpadają jedno na drugie
źródło jest puste w środku
korytarze bez końca
wiją się pod powierzchnią
w ślimaczych ucieczkach
świdry diamentowe
wirujące bezgłośnie
pionowe kanały dostarczają tlen
można posłuchać jak mruczy
ogień jest rześki
w studniach kamienic
słychać miarowo
ostrzone noże
nożyczki bez miejsc na palce
siekiery poszczerbione
zardzewiałe naparstki
igły z powykręcanymi uszami




piątek, 7 grudnia 2018

8 minut


nawet gdy mrużysz
oczy zmęczone, wściekłe
i piękne jak pogrzeb psa królowej
gdzie nos i ogon
konduktu we mgle
próbują w nich udawać zorze,
to nie przez światło,

to nie przez słońce,
przypuszczalnie martwe,
bo tego nie wiesz nigdy
przez całe osiem minut,
160 oddechów w twoim stanie

potrzymam cię za rękę
to zawsze pomaga,
nieważne gdzie jest przeciek,
bo pomiędzy pokładem a dnem
mieszkają tysiące ciem,
czemu się boisz?
widziałem czoło składu,
sunące z A do B
i jego skrzące
żelazne macki
ślizgające się po zamarzniętych drzewach

to wszystko przenika
jak promienie roentgena
już wszystkie kości policzone

ułożę ci włosy
na czole
jak trzciny jezioro
w łagodny sierpniowy zmierzch

czemu się boisz?
to tylko brak jawy,
śnimy bez przerwy
cały czas
śnimy,

to sen.




piątek, 30 listopada 2018

szron

Rozpadam się na oślep w tętnice gęstych rzek, w fontanny słodkiej śliny, w kwietniki mostów, w śnieg, I jestem jakby obok i nie ma w tym bo, zgubiłem wczoraj wszystko, a dziś znalazłem to. Rozrzucam się po słońcach, zlizuję z komet szron, nie szukam śladów życia, Ja nie jestem stąd.
https://www.youtube.com/watch?v=og9CLayZ_Ks

środa, 21 listopada 2018

trupy

jeżdę autobusami
za zimno na rower
i na wszystko
w autobusach jest prawdziwie
martwi ludzie
martwe twarze
martwe palce
na wyczerpanych smartfonach

jadę zbyt krótko
by widzieć defibrylację
ale sprzęt jest
jadę za krótko by
skorzystać z wifi
bo po co
wszyscy poza też martwi
ale działa monitoring
i klimatyzacja
jestem częścią lepszego świata

róża wiatrów
busola głupców
kompas szaleńców
wszystko zapowiada zimę

oby do wiosny trupy
oby do wiosny





poniedziałek, 19 listopada 2018

tylko jesień

jak by nie patrzeć
ścieram łagodne szkliste
oczy bombardowane
mokrym prochem
z zerwanych żagli
z rąk błaznów
mających trzymać ster
z rąk morderców
inżynierów okopów
strategów ucieczki
wampirów fajerwerków
manekinów w marynarskich ubrankach
twarze klaunie debilne
muchy szczury skurwysyńskie pomioty
pchają mi się pod nóż

a to tylko mgła
mówią
tylko jesień





piątek, 2 listopada 2018

moment

ukradkiem, po omacku,
w niewinnym pośpiechu,
wymieniamy oddechy,
usta gorące jak piekło,
usta miękkie jak niebo,
głęboko i szybko,
na świeżo wypranej
czarnej chuście,
prowizoryczne prześcieradło
w białe grochy
przesuwa się pod nami.

widzę, gdy puszcza
oczko w pończosze,
rodzi się nowa gwiazda
w miejsce starej,
cała galaktyka wygina się pode mną,
słyszę jak obcas wbija się w igliwie.
ślady po haftkach na drżących plecach
czuję pod drżącymi palcami,
blizny po kometach,
blizny po snach,
tysiące mokrych nocy
pod baldachimem niewinnej księżniczki.
nie możesz już być bliżej,
bardziej już być nie możesz,
nie można już bardziej być

z daleka okrzyki i śmiechy,
ostatnie przejażdżki na łańcuchowej,
strzelnice pachną starym drzewem i ołowiem,
teraz opuszczają zardzewiałe kotary,
gasną światła automatów do gier,
milkną flippery i jednoręcy bandyci
gasną ostatnie z gier.











poniedziałek, 22 października 2018

sagrada familia

zlekceważyłem kolory
czekałem na obiad
w domu którego nie było
nad złotym dachem
krążyły wrony

to jest mniejsze
niż pudełko zapałek
domek z kart
to przy tym
sagrada familia

nie można się bardziej pomylić
nie trzeba nawet, bo po co

tymczasem przepuszczam
przez dłonie
wszystkie możliwe
powodzie, burze i ogień
i uwieszam spojrzenia
na najstarszych drzewach

i wiem, co chcesz mi powiedzieć
i wiem, co teraz czujesz

nie można bardziej się pomylić
nie trzeba nawet
bo po co



wtorek, 9 października 2018

ogień

horyzont potrafi się zwiększyć
do 360 stopni
gdy odgarniam jej włosy
z rozgrzanego czoła
i nie widziałbym nic poza,
ale skupiam się
na swoich plecach
liczne rany kłute,
zadane przez kapitana bez bandery
i jego ślepą sterniczkę,
ich podstarzałe serca
wciąż wibrują jak tanie disco,
ich kiczowate maski
nie ukryją jednak oczu,
płoną jak znicze

zaliczyliśmy wszystkie możliwe
karuzele w okolicy,
pan z wąsem sprzedawał bilety,
jego drżące ręce zapowiadały katastrofę,
ale zawsze udało nam się przeżyć,
zderzenia galaktyk w brzuchach
i tak zawsze bliski koniec
że umieraliśmy
ze śmiechu

potem sprawdzanie ile jest
monet
ile jest jeszcze monet
żeby zgasić w sobie ogień
żeby zgasić w sobie ogień

sobota, 6 października 2018

tsunami


chłopcy i dziewczęta
w błyszczących samochodach,
podrasowane serca
i resory
gromadzą się wczesnym wieczorem 
na bezpiecznych parkingach,
na bezpiecznych transakcjach,
azjatyckie biedronki
buszujące po firankach,
chlebaku i legginsach
a potem ślizgają się na szklanych densflorach
w głowach erupcje, tsunami,
spływy lawą,
dmuchane kamienie,
strunówki,
sznurówki,
tylko nie całuj,
bo się rozmażę,
tylko cie całuj,
bo się rozmarzę

czwartek, 27 września 2018

orkany

moment, kiedy wszystko się zatrzymuje
jak przed znakiem STOP
przekrzywionym przez kolejny orkan
nazwany imieniem wielkiej miłości
synoptyka
albo wielkiej nienawiści
synoptyka

nie złapiesz nic przy takim wietrze
nie utrzymasz nic przy takim deszczu
w głośnikach piosenki o ogniu
wycieraczki nie nadążają
reflektory parują
obmywane z muszych zwłok

moment, kiedy wszystko cię zatrzymuje
gdy ona otworzyła po raz pierwszy oczy
ty swoje już chciałeś zamknąć
ćwierć wieku upokorzeń

potem rozmawiacie o pogodzie
i patrzycie na swoje mokre głodne szyje





środa, 19 września 2018

widnokręgi

widnokręgi jak wachlarze
rozchylasz, aż rozerwiesz
a w te rozdarcia zaraz zlatują się
komety, gwiazdy, wulkaniczne planety bez mórz,
ogony insektów dryfujących w ogniu

szczurze pląsy do rana, zimne muśnięcia
przebłyski, wściekłe kły, manekiny bez oczu
szare pląsy, potem brunatne, bez błysku
tylko szuranie i syk
bezwładne i kwaśne

podłogi usiane kurzem i złotem głupców
jaśniejsze miejsca po wyważonych drzwiach
futryny okien porwane przez wielką wodę

ocyganione serca zamiast kukułek
w niemych zegarach wiszących krzywo
obok ślubnych zdjęć przystrojonych kirem

ledwo, zaledwie, prawie wcale, niemal zupełnie nie
bim bam bom, tyk tyk tyk
tylko spróbuj tego znowu
a pożałujesz

wtorek, 18 września 2018

...

nie może być nic bardziej nostalgicznego
niż spłukiwanie z siebie jeziora
gdy lato w końcu odchodzi
na pół otwarte zielone sukienki
umorusane rzęsą i suchym wiatrem
już dawno zapomniana bladość ud
piegowate są teraz od nadmiaru słońca

widziałem dziś cztery światy
w piątym gromadzę zapasy na zimę
ale po drodze jest jesień
najpiękniejsza tu
tu najpiękniejsza
zawsze ostatnia

w przedostatnią sobotę lata
wszystko na chwilę się zatrzymało
i zrozumiałem, że nie muszę już rozumieć
wybaczać, uśmiechać się i trzymać broni pod kluczem
chciałem o tym komuś opowiedzieć
ale zamknęliby mnie razem z nimi
chciałem o tym napisać piosenkę
ale jestem za daleko










poniedziałek, 10 września 2018

make up

dziewczyna w półmroku
balkon pod Jowiszem
jej oczy błyszczą rześkie
dziewczyna w tańcu
wygięta w półksiężyc
jej usta błyszczą wilgotne
dziewczyna w taksówce
wpatrzona w morze
ginące za drzewami
dziewczyna w rozmazanym makijażu




sobota, 25 sierpnia 2018

przeżute

drzewa tak tańczą
posłuszne ramiona
drżące kolana w paproci
jeszcze bardziej
jeszcze bliżej
wilgotne ciepłe
rozchylone niebo
gdy wszystkie mapy spłonęły
podziurawione przez morze
bezgłośne słone i blade
kotwice pączkują w mule

nici wirują w fastrygi galaktyk
przeżute

wtorek, 21 sierpnia 2018

Las

Chciałbym nosić czapkę z daszkiem 'dunlop'. Chciałbym kochać samochody i wyścigi.
Chciałbym mlaskać bułkę z kiełbasą w smarze i mówić częściej 'kurwa'. Chciałbym wyrywać dupy na podmiejskich dyskotekach i często po wódce wychodzić na solo... Albo przynajmniej mieć jacht i dzięki koce oferować widoczki, tępym żoneczkom spuszczonym ze smyczy,
Wyjadam resztki ze stołu babci, kobietom ciężarnym nie patrzę w oczy i rozkoszuje się efektami nowego patentu na kawe nierozpuszczalną.
Jestem zubożałym arystokratą z prozy wczesnokapitalistycznej, który nie chcę słyszeć żadnych złych wieści.
Współczując zawsze bardziej Izabelli niż Stasiowi.
Zasiałaś we mnie cudny las. Teraz płonie. Coraz bliżej basenów.

W skoku

Mam ochotę na cynamonową Ciebie.

Mrużę oczy prawie zawsze, zamiast cekinów - rybie głowy, zamiast Twojego "będe nieznośna" - szczekanie odpustowego bębenka, szum piwnic przystrojonych kurzem i trutką. Jestem w skoku marcowych dachowców, piję z kałuż razem z nimi, wybaczam wszystko, bo czerpię z tego jeszcze przyjemność. Mam ochotę na cynamonową ciebie, więc zrób co masz do zrobienia, nie dam ci klucza, zapomnij o dzwonku. dobrze wiem, że przepłyniesz bezszelestnie przez moje drzwi. Co masz zrobić - zrób to szybko. I chodź.

Na czarno i złoto. Nigdy na próżno. I pamiętaj - tutaj to jest przestępstwo.

Upij się na kochanie całego świata. sprzedaj mi teorię, że świat jest dobry i piękny. carlo rossi - kalifornia - autostrady bez końca.

sobota, 17 lutego 2018

Wszystkie te



Wszystkie te przyjęcia niespodzianki, mokre kłujące łodygi, resztki tortów, sałatek i chleba na poplamionych obrusach.
Poprzewracane krzesła, zgarbione w cieniu kontury perfumowanych foteli.
Ciepłe kolory oddychających ekranów w pustych pokojach.
Wszystkie te elektryczne muśnięcia.
Wszystkie te sflaczałe baloniki z napisem "love", serduszka wymięte na serwetkach.
Wszystkie te echa na w pół urwanych zdań. Wyznań po kryjomu, szeptów i uśmiechów.
Obce i dzikie smaki przy pocałunkach. Dotyki jak sople, dotyki jak ogień.
Wina rozlane po parkietach. Niedopałki, wstążeczki, kokardki, oszminkowane ranty kieliszków.
Wiśniowe ślady na szyjkach butelek.
Wszystkie te przemilczane szkopuły, zawody i niedoszłe doszłe zdrady.
Wszystkie te pochmurności, płonące koniki na biegunach, rozbłyski w szaromiętowcyh grzywach.

Wszystkie te drzemki pod urwiskami. Wydmowe labirynty.
Stopy zapadające się w miękkim plażowym piachu, pogonie za latawcami.
Pogonie przy dopingu mew.
Motyle w oczach, motyle przelatujące między kolanami.
Kosze, parawany, słony oddech.
Wszystkie te neonowe, ruchome, żywe ściany.
Cyfrowe ciepłe kwiaty, lustrzane poręcze, srebrne aleje.
Potowa rosa na zamszowych ścianach dancefloorow.
Dźwięk dochodzący do wnętrza. Dźwięk unoszący brwi.
Blask spływający po parkietach, czerwone dywany ze szkła.
Wszystkie te ostatnie oddechy, licząc kroki, żeby nie usnąć.
Wszystkie te powroty nad ranem, marnotrawne.
Niosąc się do domu, który przez moment był.
Suchośc w gardle, włosy śmierdzące przedziałem 2 klasy.
I ktoś kto otwiera drzwi.

już

Wilgotna i nienażarta pochłaniam jaskrawość. Chłodem wyostrzam świty. Wycieram się o zmierzch. Ostatnie zdjęcie przed spadaniem. Otwarta przesłona i w dół.
Imię mam niechciane, mylą mnie z podmianą.
Twarz pomarszczona, sucha jak szorstkie kacie dłonie.
Pogubię niczyjośc na wszystkie sposoby. Powiedz tylko "już".
Rozpadnę się talią wymiętych kart, w puste perony, w żelazne mgły. Na tory krwawiące mrozem.
Lokomotywy stygnące kamieniem i rdzą.
Zamarzają spocone, gdy mosty gną się i drżą.
Oplute łzy udają bursztyny, ktoś je na podeszwach przyniósł aż tu. Rozdeptane w psim gównie. Szary jest proch z nich.
Powiedz "już".
Porozrzucam siebie jak suchy chleb w trzewia gołębie, benzynowe.
Potem zobaczysz jak spadają, tłuste, jeszcze ciepłe, w oczy otwarte jak czarne dziury.
W matowe pustki pierzastych wydm. Resztki, z których się lepi dom.
Jestem tu resztą, którą się pomija. Z którą myli się tło
Matkuję przedłużonym rozstaniom.
Celebruję mit.
To świetna zabawa. Lepsza od drażnienia huśtawek. W środku nocy, gdy zima szczerbata gwiżdże.
Powiedz tylko "już".
Porwę latawce donikąd. Wytrącę je z dłoni pozbawionych drzwi.
Wraki zawyją z bólu. Chłostane wiatrem., Uwiję na nie bicze z fal.
Wyplotę powrozy z pustych sieci. A jachty plugawe spłoną.
Jestem nagła, ale skryta.
Uwieszona u jej powiek. Opleciona wokół jego serca.
Martwi są bardziej plastyczni od swoich wynalazków.
Powiedz tylko "już".

komemoracja

Iskry znad głów, iskry w snach, pegazy na wykładzinie, pegazy na tapecie.
Dwa komplety pościeli, identyczne, w szare trzylistne koniczynki.
Satynowy dotyk czuły na prędkość ucieczki galaktyk.
Prześcieradła pamiętające ekspozję supernowej. Jeszcze raz. Jeszcze raz.
Pamięć udaje, że śpi. Mruży powieki, rozchyla usta, serce pompuje poza rytm.
I nic już nie stygnie. Nic.
Dziewczyna o granatowych oczach chłodzi uda na parapecie.
Dziurawe pończochy, blada czerń.
Szpilki niedbale rzucone pod kaloryfer.
Plejady włosów, kurz i róż.
Ambrozja, lete, mleko i miód.
Obraz chwieje się na moment.
Kołysze się w stiukowych drżących ramach .
Koliber tańczący w ddżu.
Dziewczyna o granatowych oczach złapała oddach i teraz lśni.
Ocieka nektarem z ulicy znajd, zapach ulotny znad powiek.
Zapach ulotny znad brwi.

Śmiechy na klatkach schodowych. Śmiechy spod cudzych drzwi.
Gonitwy po piwnicach, zakurzone barykady.
Walki bokserskie o pas Oriona.
Drewniane, próchniejące morze, łańcuchy słonych fal.
Dziewicze kłódki, klucze pachnące rdzą i trawą.
Mandarynkowe kieszenie.
Okna w sypialni porywanej przez zimową powódź.
Framugi spoza wymiaru, amarantowy świt.
Dwa słońca, Krakowski Biały Prądnik. Za słodka kawa, papieros. Szczyt.
Jej granat oczu skrzy się w cień. Pajęcze strofy łamią kąty.
Sztalugi w rui, wyschnięte gwasze.
Ciężkie drzwi wyważane przez wiatr.
Szron na powiekach, śnieg w ustach.
Szadź na języku. Pomniki z mchu.
Gołoledź pod skronie, gołoledź we krwi.
Nie parzy już nic i nie lśni już nic.
Pogasły latarnie, zamarzły morza.
Oceany ciężkie od kier krwi.