Daniel Wrotniewski - Poezje
środa, 1 maja 2024
tłoczymy się, żeby spaść
niedziela, 4 lutego 2024
środa, 24 stycznia 2024
reglica
nie jestem częścią
tej przestrzeni
wbijam się tylko w nią
jak nóż
igła strzykawka
jednorazowy
jak miłość szczenięca
jak bóg
poniedziałek, 25 września 2023
środa, 19 lipca 2023
niedziela, 14 maja 2023
wtorek, 25 kwietnia 2023
wtorek, 18 kwietnia 2023
wtorek, 11 kwietnia 2023
czwartek, 23 marca 2023
piątek, 17 marca 2023
wtorek, 7 marca 2023
...
zepsuli nas
tuż przed wylotemzrobili nam coś we śnie
za mało tlenu na w tę
i z powrotem
czuję cię zawsze
obojętnie
gdzie
czwartek, 16 lutego 2023
niedziela, 12 lutego 2023
wtorek, 31 stycznia 2023
poniedziałek, 30 stycznia 2023
sobota, 21 stycznia 2023
środa, 18 stycznia 2023
wtorek, 10 stycznia 2023
piątek, 23 grudnia 2022
sobota, 17 grudnia 2022
niedziela, 11 grudnia 2022
sobota, 3 grudnia 2022
środa, 23 listopada 2022
poniedziałek, 10 października 2022
latawce
...
piątek, 23 września 2022
sobota, 17 września 2022
wtorek, 13 września 2022
środa, 24 sierpnia 2022
sobota, 13 sierpnia 2022
padły strzały
mam miejsce dla ciebie
w domku dla lalek
będę cię co noc
ubierać do snu
jesteś jak ogień
z trzewi galaktyk
jesteś jak
płytki grób
poniedziałek, 25 lipca 2022
sobota, 23 lipca 2022
czwartek, 21 lipca 2022
tożsamości
to nie ja
zrywam klepsydry
w mieście
zakazanej miłości
codziennie gubię tu
bilet na prom
portfel
i dowód
niedziela, 17 lipca 2022
piątek, 15 lipca 2022
NWO Pilot
niedziela, 10 lipca 2022
...
czwartek, 30 czerwca 2022
...
jeszcze się niebo
po sztormie kołysze
w pohuku rozdarte
utonie
pod paznokciami
pył gwiezdny został
znajdą go na sam
koniec
wtorek, 14 czerwca 2022
sax
sobota, 11 czerwca 2022
psy
wulgarna martwa kobieta
przechodzi przez ściany przedpokoju
nad ranem słońce udaje kamień
i żadne bieguny i żaden konik
usłyszy jak milczę
niczego się nie boję
najbardziej jej psów i śliny
więc nie wchodzi mi w drogę
środa, 1 czerwca 2022
...
nic już nie czuję
ale przed burzą
pocę
po nocy
odpadają
łuski pirani
jestem w piorunie
pod nim i nad nim
uderzam w siebie
na pamięć
poniedziałek, 30 maja 2022
NDE
jestem księciem
gdy opadam
rozdarty pokład królewny
lśni srebrem
mewich źrenic
w dzikie dno
gdzie szafir
muskał stopy królewny
ku światłu
na końcu
tunelu
środa, 25 maja 2022
...
śnią mi się brudne szyje
kamienic studni
z powybijanymi oknami
podbite oczy
gołębie parapety
stęchlizna sięga orbity księżyca
zaglądającego przez popękane
ściany sypialni
na łóżkach zaplątane
strzępy spadochronów
suche szare szypułki truskawek
i okruchy chleba spod pleców
szukam
po strychach
mają tam kino
uciekają pod sufit
gdy zapalam oczy
niedziela, 22 maja 2022
...
środa, 18 maja 2022
...
to nie noc
ptakom rozlały się
źrenice
w gasnącym
półzmierzchu
próbowały wić
gdy bierzesz łatwe
usta jagodowe
mają smak ich krwi
piątek, 13 maja 2022
bez miłości
nie ma już śladów
obce podłogi
sypialnie ściany drzwi
wytarłem się do końca
o mury miast
na zewnątrz martwe
napina jak żagle
poły namiotów
cyrkowych
środa, 11 maja 2022
i spłonie
piątek, 29 kwietnia 2022
kamikadze
nie czuję granic
wyplułem sny
jak pestki czereśni
na jej spocone uda
ćmy jej powiek
w ciepły sad
pikują
jak kamikadze
sobota, 23 kwietnia 2022
ruszyły
piątek, 15 kwietnia 2022
...
wtorek, 12 kwietnia 2022
hangary
wtorek, 5 kwietnia 2022
susza
suną anioły
szare strzały
ich skrzydła syczą
blisko fal
nisko zbyt nisko
ostatnia kałuża
to morze
nie ma dna
niedziela, 27 marca 2022
sztorm
piątek, 4 marca 2022
...
sobota, 26 lutego 2022
Bałtyk
sobota, 19 lutego 2022
parawany
wtorek, 15 lutego 2022
powiedz "już"
rozsypię się talią znaczonych kart
na niskim peronie
wymięte rotują
lokomotywa stygnie
w oddali
mosty gną się kocio
zamarza mokre pod oczami
oplute udaje bursztyny
powiedz "już"
rozrzucę się jak suchy chleb
w trzewia gołębie benzynowe
i spadną tłuste w jeszcze ciepłe
otwarte czasze parasoli
poniedziałek, 14 lutego 2022
cyrk
piątek, 4 lutego 2022
...
już nie chodź za mną
do miasta
tam zamiast do snu
kładą się w ogień
pod neonowym
pękniętym niebem
chowają niedonoszone
a potem płoną
całymi nocami
i skaczą z mostów
do odbitki
przęseł rozhuśtanych
....
skończylo się przyjęcie
spragniona wczoraj
łapiesz sople
w otwarte parasole
jeśli śnieg to kwiaty sztormu
wianki nieba rozplątujesz
unosząc się lekko
nad wszystkim co popsujesz
nie idź ze mną do miasta
sprzedam cię tuż za bramą
w nocy z nurtem rzeki
kocie przęsła porwało
sobota, 22 stycznia 2022
...
piątek, 21 stycznia 2022
porcelanę
będę dotykać
jak porcelanęostrożnie
z na półotwartych
drzwi do piwnicy
pierwszych ostatnich
ust
tuż pod podłogą
nocne motyle
w pajęczym pyle
łopoczą
niedziela, 16 stycznia 2022
...
spływają nocą
z mgieł muślinowych
tratwy mordercówkochanków spłoszonych
uwaga !
ruszył księżyc
rozpycha się wśród chmur
kieruje się ku centrum
kieruje się na wschód
a od południa
toczą ogień
podpalić krew
tym co nie płonie
...
kopię w deszczu studnię życzeń
wzdłuż rzeki kładę mostzasadzam kwiat paproci
buduję szklany dom
pachniała jagodami
wilczymi dziećmi mchu
jej jagodowe usta
wyrwały mnie ze snu
...
biegłem za nimi
jak do jezioraż nagle
wyrósł las
pośród wilgotnych
sennych zwierząt
zostało jedno z nas
gdzie koronami
czesane niebo
drapie się aż do krwi
odpada cekin
z szala galaktyk
i już nie kusi
nic
środa, 15 stycznia 2020
wyrzucane
kawałki lustra
odbijają gwiazdy
oddając im w srebrze
skąd są te ciała
na linii brzegu
jedno na drugim
z każdym przypływem
na ciepłe jeszcze
na ciepłe plaże
będą tu tańczyć
nie ma łez
a nad niebem
sztormy tkają
ich krosień rozpędzonych
nie widać
nie słychać
a są
czwartek, 12 grudnia 2019
musze karalusze
mosty już połamane
układają się w wygięte
klucze do mieszkań
muszych karaluszych
ślady starej krwi
na framugach okien
nie wrócisz
nie wrócisz
widziałem oczy
serce o poranku
gdy nic takie
musze karalusze
obok postne
pokutne cienie
brwi chyba
unoszą się wstydem
łapie za klamki
każdych drzwi
środa, 2 października 2019
nie byłem
kiedy milczy wszystko
ona szumi liśćmi
jęczą przed spadaniem
nie poddawaj się jesieni
kolory blakną
ale tylko na chwilę
przyjdzie sroga kurtyna
i ukryje to wszystko
zakryje to szronem
jak kocem przyciężkim
pod prześcieradłem z martwych mszyc
nie chciałbym
ale mógłbym
nie będę
i nie muszę
rozpadł mi się świat
pomiędzy serdecznym a wskazującym
porwane serwetki
wyschnięte winogrona
wiśnowe usta
jesienne suche usta
tanie wina i zapach starych motyli
nigdy tak jak teraz
nigdy tak jak tu
nie byłem
bardziej
nie byłem
tu
piątek, 23 sierpnia 2019
warkocze
Za duża sukienka
Sklejone rzęsy
Miętowy język
Spocone szyje
Oddechy bez dna
Ręka
Ta z przodu
Dotyka nieba
Warkocze splecione
Na święta
Splecione
Mleczne i miodne
Na święta
Splecione
poniedziałek, 12 sierpnia 2019
Lokomotywy
W której gubią się kruki
A potem udają
Martwe na łąkach
Drżąc w rozkoszy
Cieplejsze od rosy
Dziobią łagodnie
Poranne stopy
to morza ze snów
Utkane masztami
Po sztormach za mocnych
Udają kikuty dla sów i mchu
Rusztowania dla plejad
Szum podniebnej lokomotywy
czwartek, 18 lipca 2019
chyba ty
że się poddałem
nic nie wiesz
tylko siedzisz w ciele
tęsnię za zapachem
trochę za kurzem
odpadają te resztki
w sztucznym słońcu
jak we wszystkim
wiruje to, choć martwe
próżne światło
już dawno nieprawdziwe
święcą do czasu
później wystawią rachunek
czy to chmury czy góry
zdjęcia kiedy byliśmy
szczęśliwi
chyba ty
środa, 19 czerwca 2019
co ty wiesz
wyginasz się jak pacynka
na huśtawce w piekle
co ty wiesz o nadziei
wpatrzona tępo
w chińskie powerbanki
co ty wiesz o miłości
zamieniłaś ją w kalkulator
podrzędnych inspiracji
piątek, 7 czerwca 2019
wojna
klony od deszczu
liście jak pięści
szukają czół
widziałem to jeszcze
przed chwilą widziałem
zalał mi oczy
cały jej brud
odwieczna wojna
spójnika z przyimkiem
kochać się
z
czy
w
poniedziałek, 27 maja 2019
nie zbliżaj się do rzek
niosą dłonie
wyrwane
z dłoni
nie zbliżaj się do rzek
niosą maszty ramion
wyrwanych
z ramion
nie zbliżaj się do rzek
otwarte oczy
wyrzucają na brzeg
wpatrzone w zamknięte
wpatrzone w martwe
nie zbliżaj się do ognia
niby dobrze go znasz
nie zbliżaj się do ognia
w ogóle go nie znasz
sobota, 25 maja 2019
wiek nie ma znaczenia
porusza się jak woda
oczy błyszczą jej
jak hartowana stal
odbita w świetle mgławicy
strategie tysięcy generałów
wypluwa razem z gumą
do żucia
mrużąc oczy
jak przy eksplozji
na co okopy
i broń na wypadek
gdy poczujesz pod plecami
ziemię martwych
ostre maszty
kurewskich uprowadzeń
ziemia która już dawno
nie obraca się
tak jak powinna
która już dawno
tkwi w tym samym
miejscu płytko niepewnie
drży czasami jak
ranna sarna
to nie jest miejsce
na przyzwoitość
ten śmiech zrywa kurtyny
zaczepy karniszy pękają w jęku
malinowe ślady na plecach
malinowe ślady na drzwiach
nie da się gdzie ukryć
ukryć już
nie ma gdzie
ona otwiera usta jak skrzydła
pióra spocone
wirują
poniedziałek, 20 maja 2019
nikt nie trzymał steru
ile można kłamać
kończą się słowa
jak paciorki mantry
kurczą się słowa
jak wspomnienia kiedy
byłaś wolna
wiem czemu kłamiesz
ile można milczeć
brzydnie ta cisza
jak poranne wytrawne
naleśniki bez smaku
i kłótnie o plany
na kolejny dzień
bez sensu się stroisz
w te barwy obronne
uzbrojona po pachy
w ślepą amunicję
nie trzymał steru
nikt
nie trzymał steru nikt
piątek, 3 maja 2019
najwięcej jest tu srok (Zielona Góra)
drzewa jabłoni
czereśni i śliw
gdy mróz liże korzenie
na dwa metry wgłąb
uśmiechają się tylko
skrzydlate potwory
na próżno wyczekują
ukryte po koronach
tu stygną za dnia
oddechy spod masek
całuj tylko w ukryciu
tu nie ma namiętności
tu jest lista zadań
tu nie ma namiętności
przestań usta układać
w płytki grób
ogień który nie parzy
ogień którego się nie czuje
zajął właśnie twoje włosy
bo głowy już nie
płoniesz jak chińska pochodnia
wszystko płonie
wszystko spłonie
i tak nic nie poczujesz
piątek, 8 lutego 2019
można wszystko
tylko wachlarz był wybałuszony
chodziłaś wokół
jak ta kwoka wokół martwego
głowa przy głowie
śliskie kasztany
gnijące na oczach świń
ludzie to tłuste mrówki
w ścieżkach szczyn
na usługach królowej
jej oczy mają każdy kolor
jeśli można zabić z miłości
to można wszystko
weź spróbuj morza
weź przestań rzygać
wtorek, 22 stycznia 2019
dawno nie
kiedy wszyscy już martwi
ostatnie obrazy
w kalejdoskopach
Obracasz to w marznących palcach
Co ma cię zatrzymać
kiedy wszystko zastygło
twarda zmarzlina na
dziecięcych policzkach
Pokonaj gracza,
a nie grę.
Przypadkowe sekwencje.
Już dawno nie żyjesz,
już dawno nie
wtorek, 15 stycznia 2019
Szczątki
zygotę kałuży
nic się w niej nie odbija
nie błyszczy
nie srebrzy
przypadkowy benzynowy
szukając węglowodanów
odchyla całoroczną kołdrę
gołąb 100 % puchu
szczątki motyla
ususzone w piekarniku
każdego dnia zabijają prezydenta
każdego dnia koronują błazna
nie można tego bardziej ścisnąć
zostają ślady w oczach
środa, 2 stycznia 2019
druga prędkość kosmiczna oznaczana
gubią się szyki
gęsie klucze
bezładne drobiny kurzu
wypluwane przez
porzucony projektor
brudne palce
plotą warkocze
kokardy osmalone benzynowe
tombakowe zalotki
złoto głupców
pod drżącymi powiekami
lustra przymierzalni
zachodzą mgłą
oddechy je złuszczą
ponaglane
kolejki chcących nowe twarze
ciągną się po horyzont zdarzeń
to nieprawda, że zgasło
słońca tu nigdy nie było
to nieprawda, że zaszło
ono tu nigdy nie wschodziło
wtorek, 11 grudnia 2018
nici
wchłaniana przez cień
rzucany przez porzucone
na drodze samochody
z wydłubanymi światłami
wpadają jedno na drugie
źródło jest puste w środku
korytarze bez końca
wiją się pod powierzchnią
w ślimaczych ucieczkach
świdry diamentowe
wirujące bezgłośnie
pionowe kanały dostarczają tlen
można posłuchać jak mruczy
ogień jest rześki
w studniach kamienic
słychać miarowo
ostrzone noże
nożyczki bez miejsc na palce
siekiery poszczerbione
zardzewiałe naparstki
igły z powykręcanymi uszami
piątek, 7 grudnia 2018
8 minut
nawet gdy mrużysz
oczy zmęczone, wściekłe
i piękne jak pogrzeb psa królowej
gdzie nos i ogon
konduktu we mgle
próbują w nich udawać zorze,
to nie przez światło,
to nie przez słońce,
przypuszczalnie martwe,
bo tego nie wiesz nigdy
przez całe osiem minut,
160 oddechów w twoim stanie
potrzymam cię za rękę
to zawsze pomaga,
nieważne gdzie jest przeciek,
bo pomiędzy pokładem a dnem
mieszkają tysiące ciem,
czemu się boisz?
widziałem czoło składu,
sunące z A do B
i jego skrzące
żelazne macki
ślizgające się po zamarzniętych drzewach
to wszystko przenika
jak promienie roentgena
już wszystkie kości policzone
ułożę ci włosy
na czole
jak trzciny jezioro
w łagodny sierpniowy zmierzch
czemu się boisz?
to tylko brak jawy,
śnimy bez przerwy
cały czas
śnimy,
to sen.
piątek, 30 listopada 2018
szron
https://www.youtube.com/watch?v=og9CLayZ_Ks
środa, 21 listopada 2018
trupy
za zimno na rower
i na wszystko
w autobusach jest prawdziwie
martwi ludzie
martwe twarze
martwe palce
na wyczerpanych smartfonach
jadę zbyt krótko
by widzieć defibrylację
ale sprzęt jest
jadę za krótko by
skorzystać z wifi
bo po co
wszyscy poza też martwi
ale działa monitoring
i klimatyzacja
jestem częścią lepszego świata
róża wiatrów
busola głupców
kompas szaleńców
wszystko zapowiada zimę
oby do wiosny trupy
oby do wiosny
poniedziałek, 19 listopada 2018
tylko jesień
ścieram łagodne szkliste
oczy bombardowane
mokrym prochem
z zerwanych żagli
z rąk błaznów
mających trzymać ster
z rąk morderców
inżynierów okopów
strategów ucieczki
wampirów fajerwerków
manekinów w marynarskich ubrankach
twarze klaunie debilne
muchy szczury skurwysyńskie pomioty
pchają mi się pod nóż
a to tylko mgła
mówią
tylko jesień
piątek, 2 listopada 2018
moment
w niewinnym pośpiechu,
wymieniamy oddechy,
usta gorące jak piekło,
usta miękkie jak niebo,
głęboko i szybko,
na świeżo wypranej
czarnej chuście,
prowizoryczne prześcieradło
w białe grochy
przesuwa się pod nami.
widzę, gdy puszcza
oczko w pończosze,
rodzi się nowa gwiazda
w miejsce starej,
cała galaktyka wygina się pode mną,
słyszę jak obcas wbija się w igliwie.
ślady po haftkach na drżących plecach
czuję pod drżącymi palcami,
blizny po kometach,
blizny po snach,
tysiące mokrych nocy
pod baldachimem niewinnej księżniczki.
nie możesz już być bliżej,
bardziej już być nie możesz,
nie można już bardziej być
z daleka okrzyki i śmiechy,
ostatnie przejażdżki na łańcuchowej,
strzelnice pachną starym drzewem i ołowiem,
teraz opuszczają zardzewiałe kotary,
gasną światła automatów do gier,
milkną flippery i jednoręcy bandyci
gasną ostatnie z gier.
poniedziałek, 22 października 2018
sagrada familia
czekałem na obiad
w domu którego nie było
nad złotym dachem
krążyły wrony
to jest mniejsze
niż pudełko zapałek
domek z kart
to przy tym
sagrada familia
nie można się bardziej pomylić
nie trzeba nawet, bo po co
tymczasem przepuszczam
przez dłonie
wszystkie możliwe
powodzie, burze i ogień
i uwieszam spojrzenia
na najstarszych drzewach
i wiem, co chcesz mi powiedzieć
i wiem, co teraz czujesz
nie można bardziej się pomylić
nie trzeba nawet
bo po co
wtorek, 9 października 2018
ogień
do 360 stopni
gdy odgarniam jej włosy
z rozgrzanego czoła
i nie widziałbym nic poza,
ale skupiam się
na swoich plecach
liczne rany kłute,
zadane przez kapitana bez bandery
i jego ślepą sterniczkę,
ich podstarzałe serca
wciąż wibrują jak tanie disco,
ich kiczowate maski
nie ukryją jednak oczu,
płoną jak znicze
zaliczyliśmy wszystkie możliwe
karuzele w okolicy,
pan z wąsem sprzedawał bilety,
jego drżące ręce zapowiadały katastrofę,
ale zawsze udało nam się przeżyć,
zderzenia galaktyk w brzuchach
i tak zawsze bliski koniec
że umieraliśmy
ze śmiechu
potem sprawdzanie ile jest
monet
ile jest jeszcze monet
żeby zgasić w sobie ogień
żeby zgasić w sobie ogień
sobota, 6 października 2018
tsunami
w błyszczących samochodach,
podrasowane serca
i resory
gromadzą się wczesnym wieczorem
na bezpiecznych parkingach,
na bezpiecznych transakcjach,
azjatyckie biedronki
buszujące po firankach,
chlebaku i legginsach
a potem ślizgają się na szklanych densflorach
w głowach erupcje, tsunami,
spływy lawą,
dmuchane kamienie,
strunówki,
sznurówki,
tylko nie całuj,
bo się rozmażę,
tylko cie całuj,
bo się rozmarzę
czwartek, 27 września 2018
orkany
jak przed znakiem STOP
przekrzywionym przez kolejny orkan
nazwany imieniem wielkiej miłości
synoptyka
albo wielkiej nienawiści
synoptyka
nie złapiesz nic przy takim wietrze
nie utrzymasz nic przy takim deszczu
w głośnikach piosenki o ogniu
wycieraczki nie nadążają
reflektory parują
obmywane z muszych zwłok
moment, kiedy wszystko cię zatrzymuje
gdy ona otworzyła po raz pierwszy oczy
ty swoje już chciałeś zamknąć
ćwierć wieku upokorzeń
potem rozmawiacie o pogodzie
i patrzycie na swoje mokre głodne szyje
środa, 19 września 2018
widnokręgi
rozchylasz, aż rozerwiesz
a w te rozdarcia zaraz zlatują się
komety, gwiazdy, wulkaniczne planety bez mórz,
ogony insektów dryfujących w ogniu
szczurze pląsy do rana, zimne muśnięcia
przebłyski, wściekłe kły, manekiny bez oczu
szare pląsy, potem brunatne, bez błysku
tylko szuranie i syk
bezwładne i kwaśne
podłogi usiane kurzem i złotem głupców
jaśniejsze miejsca po wyważonych drzwiach
futryny okien porwane przez wielką wodę
ocyganione serca zamiast kukułek
w niemych zegarach wiszących krzywo
obok ślubnych zdjęć przystrojonych kirem
ledwo, zaledwie, prawie wcale, niemal zupełnie nie
bim bam bom, tyk tyk tyk
tylko spróbuj tego znowu
a pożałujesz
wtorek, 18 września 2018
...
niż spłukiwanie z siebie jeziora
gdy lato w końcu odchodzi
na pół otwarte zielone sukienki
umorusane rzęsą i suchym wiatrem
już dawno zapomniana bladość ud
piegowate są teraz od nadmiaru słońca
widziałem dziś cztery światy
w piątym gromadzę zapasy na zimę
ale po drodze jest jesień
najpiękniejsza tu
tu najpiękniejsza
zawsze ostatnia
w przedostatnią sobotę lata
wszystko na chwilę się zatrzymało
i zrozumiałem, że nie muszę już rozumieć
wybaczać, uśmiechać się i trzymać broni pod kluczem
chciałem o tym komuś opowiedzieć
ale zamknęliby mnie razem z nimi
chciałem o tym napisać piosenkę
ale jestem za daleko
poniedziałek, 10 września 2018
make up
balkon pod Jowiszem
jej oczy błyszczą rześkie
dziewczyna w tańcu
wygięta w półksiężyc
jej usta błyszczą wilgotne
dziewczyna w taksówce
wpatrzona w morze
ginące za drzewami
dziewczyna w rozmazanym makijażu
sobota, 25 sierpnia 2018
przeżute
posłuszne ramiona
drżące kolana w paproci
jeszcze bardziej
jeszcze bliżej
wilgotne ciepłe
rozchylone niebo
gdy wszystkie mapy spłonęły
podziurawione przez morze
bezgłośne słone i blade
kotwice pączkują w mule
nici wirują w fastrygi galaktyk
przeżute
wtorek, 21 sierpnia 2018
Las
Chciałbym mlaskać bułkę z kiełbasą w smarze i mówić częściej 'kurwa'. Chciałbym wyrywać dupy na podmiejskich dyskotekach i często po wódce wychodzić na solo... Albo przynajmniej mieć jacht i dzięki koce oferować widoczki, tępym żoneczkom spuszczonym ze smyczy,
Wyjadam resztki ze stołu babci, kobietom ciężarnym nie patrzę w oczy i rozkoszuje się efektami nowego patentu na kawe nierozpuszczalną.
Jestem zubożałym arystokratą z prozy wczesnokapitalistycznej, który nie chcę słyszeć żadnych złych wieści.
Współczując zawsze bardziej Izabelli niż Stasiowi.
Zasiałaś we mnie cudny las. Teraz płonie. Coraz bliżej basenów.
W skoku
Mrużę oczy prawie zawsze, zamiast cekinów - rybie głowy, zamiast Twojego "będe nieznośna" - szczekanie odpustowego bębenka, szum piwnic przystrojonych kurzem i trutką. Jestem w skoku marcowych dachowców, piję z kałuż razem z nimi, wybaczam wszystko, bo czerpię z tego jeszcze przyjemność. Mam ochotę na cynamonową ciebie, więc zrób co masz do zrobienia, nie dam ci klucza, zapomnij o dzwonku. dobrze wiem, że przepłyniesz bezszelestnie przez moje drzwi. Co masz zrobić - zrób to szybko. I chodź.
Na czarno i złoto. Nigdy na próżno. I pamiętaj - tutaj to jest przestępstwo.
Upij się na kochanie całego świata. sprzedaj mi teorię, że świat jest dobry i piękny. carlo rossi - kalifornia - autostrady bez końca.
sobota, 17 lutego 2018
Wszystkie te
Wszystkie te przyjęcia niespodzianki, mokre kłujące łodygi, resztki tortów, sałatek i chleba na poplamionych obrusach.
Poprzewracane krzesła, zgarbione w cieniu kontury perfumowanych foteli.
Ciepłe kolory oddychających ekranów w pustych pokojach.
Wszystkie te elektryczne muśnięcia.
Wszystkie te sflaczałe baloniki z napisem "love", serduszka wymięte na serwetkach.
Wszystkie te echa na w pół urwanych zdań. Wyznań po kryjomu, szeptów i uśmiechów.
Obce i dzikie smaki przy pocałunkach. Dotyki jak sople, dotyki jak ogień.
Wina rozlane po parkietach. Niedopałki, wstążeczki, kokardki, oszminkowane ranty kieliszków.
Wiśniowe ślady na szyjkach butelek.
Wszystkie te przemilczane szkopuły, zawody i niedoszłe doszłe zdrady.
Wszystkie te pochmurności, płonące koniki na biegunach, rozbłyski w szaromiętowcyh grzywach.
Stopy zapadające się w miękkim plażowym piachu, pogonie za latawcami.
Pogonie przy dopingu mew.
Motyle w oczach, motyle przelatujące między kolanami.
Kosze, parawany, słony oddech.
Wszystkie te neonowe, ruchome, żywe ściany.
Cyfrowe ciepłe kwiaty, lustrzane poręcze, srebrne aleje.
Potowa rosa na zamszowych ścianach dancefloorow.
Dźwięk dochodzący do wnętrza. Dźwięk unoszący brwi.
Blask spływający po parkietach, czerwone dywany ze szkła.
Wszystkie te ostatnie oddechy, licząc kroki, żeby nie usnąć.
Wszystkie te powroty nad ranem, marnotrawne.
Niosąc się do domu, który przez moment był.
Suchośc w gardle, włosy śmierdzące przedziałem 2 klasy.
I ktoś kto otwiera drzwi.
już
Imię mam niechciane, mylą mnie z podmianą.
Twarz pomarszczona, sucha jak szorstkie kacie dłonie.
Pogubię niczyjośc na wszystkie sposoby. Powiedz tylko "już".
Rozpadnę się talią wymiętych kart, w puste perony, w żelazne mgły. Na tory krwawiące mrozem.
Lokomotywy stygnące kamieniem i rdzą.
Zamarzają spocone, gdy mosty gną się i drżą.
Oplute łzy udają bursztyny, ktoś je na podeszwach przyniósł aż tu. Rozdeptane w psim gównie. Szary jest proch z nich.
Powiedz "już".
Porozrzucam siebie jak suchy chleb w trzewia gołębie, benzynowe.
Potem zobaczysz jak spadają, tłuste, jeszcze ciepłe, w oczy otwarte jak czarne dziury.
W matowe pustki pierzastych wydm. Resztki, z których się lepi dom.
Jestem tu resztą, którą się pomija. Z którą myli się tło
Matkuję przedłużonym rozstaniom.
Celebruję mit.
To świetna zabawa. Lepsza od drażnienia huśtawek. W środku nocy, gdy zima szczerbata gwiżdże.
Powiedz tylko "już".
Porwę latawce donikąd. Wytrącę je z dłoni pozbawionych drzwi.
Wraki zawyją z bólu. Chłostane wiatrem., Uwiję na nie bicze z fal.
Wyplotę powrozy z pustych sieci. A jachty plugawe spłoną.
Jestem nagła, ale skryta.
Uwieszona u jej powiek. Opleciona wokół jego serca.
Martwi są bardziej plastyczni od swoich wynalazków.
Powiedz tylko "już".
komemoracja
Dwa komplety pościeli, identyczne, w szare trzylistne koniczynki.
Satynowy dotyk czuły na prędkość ucieczki galaktyk.
Prześcieradła pamiętające ekspozję supernowej. Jeszcze raz. Jeszcze raz.
Pamięć udaje, że śpi. Mruży powieki, rozchyla usta, serce pompuje poza rytm.
I nic już nie stygnie. Nic.
Dziewczyna o granatowych oczach chłodzi uda na parapecie.
Dziurawe pończochy, blada czerń.
Szpilki niedbale rzucone pod kaloryfer.
Plejady włosów, kurz i róż.
Ambrozja, lete, mleko i miód.
Obraz chwieje się na moment.
Kołysze się w stiukowych drżących ramach .
Koliber tańczący w ddżu.
Dziewczyna o granatowych oczach złapała oddach i teraz lśni.
Ocieka nektarem z ulicy znajd, zapach ulotny znad powiek.
Zapach ulotny znad brwi.
Gonitwy po piwnicach, zakurzone barykady.
Walki bokserskie o pas Oriona.
Drewniane, próchniejące morze, łańcuchy słonych fal.
Dziewicze kłódki, klucze pachnące rdzą i trawą.
Mandarynkowe kieszenie.
Okna w sypialni porywanej przez zimową powódź.
Framugi spoza wymiaru, amarantowy świt.
Dwa słońca, Krakowski Biały Prądnik. Za słodka kawa, papieros. Szczyt.
Jej granat oczu skrzy się w cień. Pajęcze strofy łamią kąty.
Sztalugi w rui, wyschnięte gwasze.
Ciężkie drzwi wyważane przez wiatr.
Szron na powiekach, śnieg w ustach.
Szadź na języku. Pomniki z mchu.
Gołoledź pod skronie, gołoledź we krwi.
Nie parzy już nic i nie lśni już nic.
Pogasły latarnie, zamarzły morza.
Oceany ciężkie od kier krwi.